Witamy na naszym blogu.

Zadbaj o swoje zdrowie Dołącz do nas i sprawdź swój wynik Zadbaj o swoje zdrowie Dołącz do nas i sprawdź swój wynik Zadbaj o swoje zdrowie

niedziela, 24 lipca 2016

1 mln euro na szybki test określający konieczność stosowania antybiotyków

1 mln euro zdobyć może laureat nagrody „Rozważniejsze stosowanie antybiotyków” ogłoszonej w ramach unijnego programu Horyzont 2020. To środki na zademonstrowanie testu, dzięki któremu lekarze będą mogli przepisywać antybiotyki tylko wówczas, gdy będą potrzebne. 

Komisja Europejska przeznaczyła 1 mln euro na zademonstrowanie szybkiego testu. W momencie składania wniosku test powinien być już gotowy do opracowania. Celem nagrody jest zmniejszenie nadmiernego stosowania antybiotyków u pacjentów z infekcjami górnych dróg oddechowych oraz powstrzymania rosnącego oporu mikroorganizmów na antybiotyki.
 
Test musi być tani, szybki, łatwy w obsłudze, a dla pacjentów nieinwazyjny lub mało inwazyjny. W zasadach konkursu określono cele, które muszą zostać spełnione przez wnioskodawców, ale nie zalecono metodologii i nie określono szczegółów technicznych testu. Badacze mają więc dużą dowolność w opracowaniu obiecujących i skutecznych rozwiązań. Pomysły mogą zgłaszać indywidualni naukowcy lub konsorcja.
 
Na stronie konkursu poinformowano, że oporność na antybiotyki przyczynia się co roku do śmierci 25 tys. osób. To również w samej Europie wydatki rzędu 1,5 mld euro rocznie i straty efektywności na rynku pracy.
 
W chorobach takich jak przeziębienie, zapalenie oskrzeli, infekcje zatok, ucha środkowego i gardła ciągle stosowane są antybiotyki, choć choroby te powodowane są najczęściej przez wirusy, a nie przez bakterie. A wówczas w leczeniu antybiotyki nie są ani przydatne, ani konieczne.

Pamiętajcie zatem aby dbać o zdrowie, a pomoże Wam w tym portal medyczny ZNANYWYNIK.PL


 






źródło: pap.pl


sobota, 18 czerwca 2016

Warzywa i owoce zmniejszają ryzyko raka, cukrzycy i nadciśnienia

 Nie ma już wątpliwości, że dieta bogata w warzywa i owoce, a uboga w mięso zmniejsza ryzyko raka, cukrzycy i nadciśnienia – wykazała badania opublikowane w „PLOS Medicine”.

Dieta wegetariańska lub przynajmniej taka, która jest do niej zbliżona, zyskuje coraz większe uznanie wśród badaczy. W 2013 r. ukazały się wyniki obserwacji 70 tys. osób, które wykazały, że zmniejsza ona ryzyko zachorowania na nowotwory, o co spierano się przez wiele lat.

W 2013 r. pismo „Nutrition, Metabolism and Cardiovascular Diseases” opublikowało pierwsze badania, z których wynika, że dieta wegetariańska obniża zagrożenie cukrzycą. W 2014 wykazano, że chroni ona również przed nadciśnieniem tętniczym. Wskazuje na to metaanaliza 250 badań na ten temat, opublikowana przez „JAMA Internal Medicine”.

Najnowsze ustalenia pochodzą z obserwacji 20 tys. pracowników amerykańskiej służby zdrowia, które prowadzono przez 20 lat. Raport opracowali specjaliści uniwersytetu Harvarda pod kierunkiem prof. Franka Hu. Wynika z niego, że efekty przeciwcukrzycowe diety wegetariańskiej są tym lepsze, im częściej spożywane są świeże warzywa i owoce.

Średnio dieta wegetariańska o 20 proc. zmniejsza ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. Gdy jednak spożywane są głównie świeże warzywa i owoce oraz produkty zbożowe z pełnego przemiału, takie jak ciemne pieczywo, spada ono nawet o 34 proc. Spożywanie większych ilości przetworzonych produktów roślinnych w dwukrotnie mniejszym stopniu obniża ryzyko cukrzycy, bo tylko o 16 proc.

Prof. Hu podejrzewa, że korzystny wpływ diety obfitującej w warzywa i owoce wynika z tego, że jest ona bogata w witaminy i mikroelementy, w tym szczególnie w przeciwutleniacze, takie jak witamina E i C oraz flawonoidy. Ponadto korzystnie wpływa ona na florę bakteryjną przewodu pokarmowego.

Polecamy zapisywać regularnie pomiary poziomu cukru oraz ciśnienia na portalu ZNANYWYNIK.PL

 

czwartek, 19 maja 2016

Coraz bliżej przezroczystej, sztucznej krwi

Jest przeźroczysta, ale tlen do tkanek przenosi niczym zwykła krew. Nad syntetyczną krwią - substytutem tej ludzkiej - pracują naukowcy z Politechniki Warszawskiej. W przyszłości mogłaby rozwiązać problem braku krwi w szpitalach i krótkiego terminu przechowywania organów do przeszczepów.

"Z krwią - jak wiadomo - mamy dość poważny problem. Jest droga, dostępna w różnych grupach i podgrupach. Dlatego szpitale muszą przechowywać wiele różnych rodzajów grup krwi. Poza tym, kiedy przetaczamy krew, to zawsze istnieje niebezpieczeństwo transferu jakiejś choroby" - mówi dr hab. Tomasz Ciach z Wydziału Inżynierii Chemicznej i Procesowej Politechniki Warszawskiej.

Wprawdzie krew, która będzie przetaczana, podlega badaniom, jednak nie ma pewności, jakie choroby mogą się przenosić wraz z nią. "Teraz zaczyna się mówić nawet o chorobie Parkinsona. Jakiś czas temu to samo było z chorobą Creutzfeldta-Jakoba. Najgorsze są te choroby, których jeszcze nie udało się zidentyfikować, których jeszcze nie znamy " - tłumaczy rozmówca PAP.

Zespół dr. hab. Tomasza Ciacha podjął się więc opracowania syntetycznej krwi. "Chcieliśmy wytworzyć substytut, który przenosiłby tlen tak samo dobrze, jak krew naturalna, a jednocześnie byłby produktem całkowicie syntetycznym, pozbawionym niebezpieczeństwa przeniesienia nieznanej choroby" - wyjaśnia dr Ciach. Substytut opracowany przez jego zespół powstaje z polisacharydów, czyli złożonych cukrów, na drodze syntezy chemicznej. Wpuszczany do krwiobiegu dociera do płuc, gdzie wiąże się z tlenem, a potem przenosi go do poszczególnych tkanek.

Ludzkie erytrocyty - przenoszące tlen czerwone krwinki - mają średnicę sięgającą siedmiu-ośmiu mikrometrów i kształt płaskich guziczków. Te sztuczne byłyby nieco mniejsze i miały kulisty kształt. "Większe erytrocyty wprawdzie lepiej przynoszą tlen, ale mogą zakorkować najwęższe w naszym organizmie naczynia krwionośne - w płucach lub mózgu. Naturalne erytrocyty mogą się przez te małe naczynia się prześliznąć, przepchnąć, bo stosunkowo łatwo zmieniają kształt. My nie potrafimy robić płaskich erytrocytów, tylko kuliste, dlatego nasze muszą być mniejsze" - tłumaczy rozmówca PAP.

Syntetyczna krew eliminowałby ryzyko przeniesienia jakiejś choroby przy transfuzji. Może być też przechowywana przez długi okres. "Myślimy, że w warunkach chłodniczych da się ją przechowywać rok, a nawet dłużej" - przewiduje naukowiec. Ponieważ substytut jest nietoksyczny, obojętny fizjologicznie i uniwersalny, rozwiązałby problem niedoborów poszczególnych grup krwi i nadawał się dla każdego.

W krwiobiegu ulega on powolnej biodegradacji, czyli rozkłada się na dwutlenek węgla, wodę, które późnej są usuwane z organizmu. Organizm przez trzy - cztery tygodnie może wyprodukować własne - przenoszące tlen - erytrocyty. Przez ten czas, substytut znajdzie się już poza organizmem, a tlen będą już przenosiły jego własne erytrocyty.

"Nasza syntetyczna krew to półprzeźroczysta, mleczna ciecz. Jednak, jeżeli będzie taka potrzeba marketingowa, to możemy ją zabarwić na niebiesko" - żartuje badacz.

Naukowcy oprócz tradycyjnej funkcji krwi, znaleźli dla swojego substytutu dodatkowe zadanie: przechowywanie organów. "Jeżeli byłaby możliwość długotrwałego przechowywania organów, to może rozwiązałby się problem braku serca, wątroby czy nerek do przeszczepu. Dzisiaj organ pobrany od pacjenta można przechowywać maksymalnie sześć godzin. Gdyby udało się przepuszczać przez niego syntetyczną krew, to można by było utrzymać go <> znacznie dłużej w minimalnie obniżonej temperaturze. Pacjent nie czekałby na organ, tylko organ na pacjenta" - opisuje dr Ciach.

Na razie nie wiadomo, jak długo przechowywane w ten sposób organy nadawałyby się do wykorzystania, ale pierwszy cel, który postawili sobie naukowcy to 48 godzin. "To jest czas, w którym można dotrzeć w każde miejsce na Ziemi np. z Polski do Australii. Idealnie byłoby, gdybyśmy mogli go przechowywać miesiąc. Wtedy można byłoby bardzo precyzyjnie dobrać profil genetyczny pacjenta do organu i przeszczepy przyjmowałyby się znacznie łatwiej" - prognozuje rozmówca PAP.

Pierwsze próby wykonania substytutu krwi na świecie wykonano wiele lat temu. Jednak do tej pory syntetyczna krew nie jest dostępna. "Najczęściej przyczyną niepowodzeń była toksyczność samego nośnika, albo to, że przenosił tlen zbyt słabo. Krew jest bardzo silnym utleniaczem - niszczy tkanki. Dość trudno utrzymać ją w ryzach tzn. zachować taką równowagę, aby przenosiła tlen, ale nie niszczyła tkanek. Przykładem jest wylew krwi do mózgu. Krew, która kontaktuje się bezpośrednio z tkankami po prostu je spala" - opisuje dr Ciach. „Jedynymi komórkami przystosowanymi do stałego kontaktu z krwią są komórki śródbłonka wyściełające nasz układ krwionośny od środka” - wyjaśnia.

Technologia Powstała na Wydziale Inżynierii Chemicznej Politechniki Warszawskiej i została licencjonowana do firmy NanoSanguis. Start-up znalazł się w portfelu inwestycyjnym funduszu StartVenture@Poland, który powstał we współpracy z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju.

Na razie naukowcy przeprowadzili badania w laboratorium. Teraz szykują duży eksperyment na zwierzętach. "Zaczniemy od prób przechowywania organów zwierzęcych. Jeszcze w maju chcemy przeprowadzić pierwszą próbę przechowywania świńskiej wątroby z użyciem naszej sztucznej krwi. Wstępne wyniki są bardzo dobre, ale jakie będą ostateczny rezultaty czas pokaże" - wyjaśnia badacz.

Źródło: PAP nauka w Polsce

poniedziałek, 16 maja 2016

Eksperymentalny zabieg wszczepienia stymulatorów osobom w śpiączce

Eksperymentalny zabieg wszczepienia stymulatorów czterem osobom w śpiączce przeprowadzi w tym tygodniu w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie prof. Wojciech Maksymowicz wraz z prof. Isao Moritą z Japonii. Jest szansa, że po zabiegu pacjenci odzyskają świadomość. 
 
 
Zabieg przynosi poprawę stanu pacjenta w około 60 proc. przypadków. Dotychczas operacje wszczepienia takiego stymulatora przeprowadzano tylko w Japonii. Współtwórcą tej metody jest prof. Isao Morita.
 
"Metoda elektrycznej stymulacji rdzenia kręgowego i mózgu ma zastosowanie w wielu chorobach, jednak w przypadku śpiączki daje szansę chorym, którym nic wcześniej nie mogło pomóc" – powiedział PAP prof. Wojciech Maksymowicz kierownik Kliniki Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie.
 
"Sam stymulator umieszczany jest na tułowiu, co ułatwia jego obsługę, zaś wprowadzone do kanału kręgowego elektrody – nad oponą twardą rdzenia" – opisał neurochirurg.
 
Efekt zabiegu nie jest natychmiastowy. "Jak wykazały badania prowadzone metodą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, w pobudzanej codzienną elektrostymulacją tkance nerwowej poprawia się przepływ krwi, co sprzyja procesom naprawczym. Nie ma natomiast dowodów, że stymulacja przyczynia się do powstawania nowych komórek nerwowych. Z czasem część pacjentów może nawiązać kontakt z otoczeniem" - wyjaśnił prof. Maksymowicz.
 
Wśród czwórki czekającej na wszczepienie stymulatora jest pozostająca od 16 lat w stanie minimalnej świadomości 22-letnia Ola Janczarska - córka aktorki Ewy Błaszczyk. Na zabieg czeka również młody mężczyzna, który dwa lata temu doznał niedokrwienia mózgu; pacjentka po doznanym przed rokiem urazie głowy oraz pacjentka pozostająca w stanie ograniczonej świadomości od dwóch lat.
 
Wszyscy mają być wkrótce operowani - jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidzianego, na przykład uniemożliwiająca zabieg infekcja.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Ubrania też mogą szkodzić zdrowiu.

Mało kto zwraca uwagę na dodatkowe certyfikaty gwarantujące wyższą jakość i bezpieczeństwo odzieży, nawet jeśli po jej założeniu wystąpi podrażnienie skóry czy alergia. Szczególnie wysokie kryteria oceny jakości i bezpieczeństwa powinny spełniać artykuły tekstylne dla niemowląt i małych dzieci do lat trzech. W Kolegium Towaroznawstwa Politechniki Łódzkiej podjęto badania odzieży pod kątem bezpieczeństwa i komfortu użytkowania.




Studenci postanowili znaleźć odpowiedzi na pytania nurtujące ich samych, a także ich znajomych, rodzinę i przyjaciół. Czy konsumenci w Polsce są odpowiednio chronieni prawem i czy możemy mieć pewność, że dostępne na rynku polskim produkty odzieżowe są bezpieczne dla najmłodszych?

W laboratorium Katedry Materiałoznawstwa, Towaroznawstwa i Metrologii Włókienniczej, metodą absorpcyjnej spektroskopii atomowej (ASA), studenci zbadali kilka losowo wybranych, dostępnych na polskim rynku, ubranek dla dzieci różnych producentów. Oceniali, czy w tkaninach nie ma metali ciężkich. Badania prowadzili Bartłomiej Pąperski i Bartłomiej Gładkiewicz, pod opieką naukową dr Małgorzaty Koszewskiej oraz dr. inż. Waldemara Machnowskiego.

Badania laboratoryjne wykazały obecność metali ciężkich w dwóch spośród czterech koszulek dla dzieci. Wykryte zostały niedopuszczalne, mogące zagrażać zdrowiu, zawartości ołowiu i miedzi. "Ważne jest, aby nie były przekroczone dopuszczalne, bezpieczne zawartości substancji szkodliwych, m.in. metali ciężkich" – mówi dr inż. Waldemar Machnowski.

Dr Koszewska dodaje, że komfort związany z użytkowaniem koszulek znacznie obniżała także obecność nadruków, w niektórych przypadkach obecnych na znacznej powierzchni koszulek. Przepuszczalność powietrza dzianin w miejscach zadrukowanych była bliska zeru, co wpływać może na złe samopoczucie dziecka.

Analiza mikroskopowa przekrojów poprzecznych dzianiny jednej z koszulek wykazała, że nadruk związany był w dużym stopniu z podłożem. Ogranicza to znacznie zdolność dzianiny do wchłaniania wilgoci i przepuszczania powietrza. Tym samym niwelowane są naturalne, pozytywne właściwości włókna bawełny. Grubość warstwy nadruku stanowiła około 50 proc. grubości podłoża bawełnianego.

W pierwszym etapie badań studenci postanowili dowiedzieć się, jaki jest poziom wiedzy i świadomości rodziców na temat potencjalnych zagrożeń zdrowotnych związanych z użytkowaniem odzieży dla dzieci i niemowląt. Sprawdzili, jak powszechna jest znajomość znaków i certyfikatów gwarantujących jej wysoką jakość i bezpieczeństwo.

"Rodzice przed nabyciem produktu sprawdzają go organoleptycznie, a także piorą przed pierwszym użyciem. Niestety rzadko sprawdzają dodatkowe oznakowanie ubrań - mówi dr Małgorzata Koszewska. - Ponad 40 proc. respondentów nie potrafiło wskazać żadnego zagrożenia związanego z użytkowaniem odzieży. Najczęstsze nieprawidłowości, z jakimi spotykali się kupujący odzież dziecięcą, to nieprawidłowa konstrukcja ubrań, zdarzające się po ich użytkowaniu alergie czy podrażnienia skóry."

Źródło: PAP Nauka w Polsce

ZAPRASZAMY NA PORTAL MEDYCZNY ZNANYWYNIK.PL

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rusza ogólnopolska akcja honorowego krwiodawstwa "Wampiriada"

 Na 39 uczelniach w Polsce w kwietniu i w maju odbędą się "Wampiriady" - akcje studenckiego honorowego krwiodawstwa. W ostatniej edycji zebraliśmy prawie 5 tys. litrów krwi. Teraz zamierzamy pobić ten rekord - powiedziała PAP koordynatorka projektu Agata Kochalska.



"Wampiriada" to akcja honorowego krwiodawstwa organizowana w całym kraju przez Niezależne Zrzeszenie Studentów dla środowiska akademickiego. Edycja warszawska rozpocznie się 11 kwietnia. Finał projektu będzie miał miejsce w Gdańsku 28 maja.


Na terenie uczelni pojawiają się mobilne punkty pobierania krwi, które zapewniają Regionalne Centra Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. Są one przygotowane w szczególności dla studentów i pracowników naukowych, którzy oddają 460 mililitrów krwi (10 ml próbka krwi + 450 ml). Samo pobieranie krwi trwa około 10 minut i jest bezbolesne, a nad prawidłowym przebiegiem zabiegu czuwa personel medyczny.


Jak podkreślają organizatorzy akcji, zbiórki krwi w ramach "Wampiriady" trwają już od 16 lat, jednak idea krwiodawstwa z roku na rok staje się coraz bardziej aktualna. Według raportu Najwyższej Izby Kontroli z 2015 roku liczba krwiodawców w Polsce utrzymuje się od kilku lat na stałym poziomie, niestety rośnie zapotrzebowanie na krew.


"Mimo rozwoju nauki wciąż nie wynaleziono substytutu krwi. Jedynym jego źródłem jesteśmy więc my, ludzie chętni bezinteresownie oddać cześć siebie, by pomóc innym" – powiedziała Kochalska. "Podobnie jak w latach ubiegłych i w tym roku możemy przewidzieć, że krwiodawcy wyjadą na wakacje. Niestety zapotrzebowanie na krew w wakacje się nie zmniejsza, dlatego tak ważne są te przedwakacyjne zbiórki" - dodała.


Więcej informacji oraz harmonogram zbiórek można znaleźć na stronie https://www.facebook.com/NZSWampiriada


Krew może oddać osoba zdrowa w wieku 18-65 lat, która waży ponad 50 kg. Każdy, kto zgłasza się do oddania krwi, powinien być zdrowy, wypoczęty, wyspany oraz po zjedzeniu lekkostrawnego i niskokalorycznego posiłku; powinien też wypić około 1,5 litra płynów w ciągu doby. Minimum 24 godziny przed oddaniem krwi nie można pić alkoholu. Nie należy zgłaszać się do oddawania krwi, jeśli jest się przeziębionym (z katarem) lub przyjmuje się leki.


Oddawanie krwi jest w pełni bezpieczne, wraz z badaniami trwa około godziny. Należy mieć przy sobie dokument tożsamości ze zdjęciem, numerem PESEL i adresem, trzeba też wypełnić szczegółowy kwestionariusz, który zawiera pytania dotyczące stanu zdrowia. Do oddania krwi kwalifikuje lekarz po zmierzeniu ciśnienia i przeprowadzeniu wywiadu; przed oddaniem krwi pobierana jest próbka, badany jest poziom hemoglobiny.


Każdy dawca otrzymuje posiłek regeneracyjny - osiem tabliczek czekolady (4,5 tys. kcal.).


Jak wynika z danych Narodowego Centrum Krwiodawstwa, najwięcej osób ma grupę A Rh+ (32 proc.), 0 Rh+ (31 proc.). Znacznie rzadsze są grupy: B Rh+ (15 proc.), AB Rh+ (7 proc.) oraz ujemne: 0 Rh- (6 proc.), A Rh- (6 proc.), B Rh- (2 proc.) oraz AB Rh- (1 proc.).


W Polsce dokonuje się rocznie ok. 2 mln transfuzji krwi, ok. 500 tys. osób jest honorowymi dawcami krwi, a wielu z nich w ciągu roku oddaje krew kilka razy, co daje 900 tys. pobrań krwi rocznie.


źródło: Nauka w Polsce


Zapraszamy na portal medyczny ZNANYWYNIK.PL

 

środa, 6 kwietnia 2016

Przeszczep szpiku nie w pełni dopasowanego to kolejny przełom

 Przeszczepianie szpiku nie w pełni dopasowanego do biorcy to kolejny przełom w transplantacjach krwiotwórczych komórek macierzystych – powiedzieli eksperci podczas 42. kongresu Europejskiego Towarzystwa Przeszczepiania Szpiku i Krwi (EBMT) w Walencji.



W transplantach przełamana została kolejna bariera związana z doborem dawcy i biorcy pod względem zgodności tkankowej. Do przeszczepów krwiotwórczych komórek macierzystych można wykorzystać dawców tylko połowicznie dopasowanych do biorcy w zakresie ludzkich antygenów zgodności tkankowej (HLA – human leukocyte antigens). Są to tzw. dawcy haploidentyczni.


Dzięki temu nie będzie już kłopotów ze znalezieniem dawcy komórek.


Podczas kongresu podkreślono, że zabiegi z wykorzystaniem dawców haploidentycznych przestały być jedynie eksperymentem medycznym. "To nowy kierunek w rozwoju przeszczepów komórek krwiotwórczych" – powiedział PAP dr hab. Wojciech Jurczak z kliniki hematologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.


Nadal najlepiej jest znaleźć w pełni zgodnego dawcę wśród rodzeństwa - brata lub siostry. Jest to jednak możliwe jedynie dla co czwartego chorego wymagającego przeszczepu szpiku. Dla 60-70 proc. pacjentów (rasy kaukaskiej) można znaleźć w pełni zgodnego niespokrewnionego dawcę komórek (w znajdujących się na całym świecie bankach dawców).


Jest jednak spora grupa co najmniej 30 proc. chorych, którzy wymagają przeszczepu szpiku, a nie można znaleźć dla nich żadnego w pełni zgodnego dawcy. Dla nich nową szansą są przeszczepy komórek nie w pełni zgodnych tkankowo. "Niemal dla każdego chorego, który ma krewnych pierwszego stopnia, może dobrać haploidentycznego dawcę komórek krwiotwórczych" – powiedział dr hab. Jurczak.


Takich dawców można znaleźć wśród własnych dzieci, rodziców i rodzeństwa, jak również dalszych krewnych. Prof. Kazimierz Hałaburda z Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie oraz prof. Sebastian Giebel z Centrum Onkologii w Gliwicach twierdzą, że wystarczy nawet, że taki dawca jest zgodny tylko w jednym haplotypie HLA.


Dotychczas takie transplantacje wiązały się z dużym ryzykiem powstania u chorego zakażenia oraz z niebezpieczną reakcją "przeszczep przeciwko gospodarzowi", gdy przeszczepione komórki dawcy zaczynają atakować komórki biorcy. Takie powikłania grożą zgonem pacjenta.


Aby uniknąć tak niebezpiecznych reakcji stosowano metody inżynierii, pozwalające usunąć wywołujące ją limfocyty T (komórki odpornościowe). Jest to jednak kosztowna metoda i można było ją zastosować w wyjątkowych przypadkach. Poza tym u chorego po takim zabiegu trudno było odnowić działanie układu odpornościowego.


Nowa metoda, omawiana podczas kongresu, polega na przeszczepianiu niezmodyfikowanego szpiku. Choremu podaje się jedynie odpowiednie leki, takie jak stosowany od dawna cyklofosfamid, które hamują reakcje "przeszczep przeciwko gospodarzowi" i nie uszkadzają przeszczepionych krwiotwórczych komórek macierzystych.


Eksperci twierdzą, że - z wykorzystaniem tej techniki - przeszczepy szpiku nie w pełni zgodnego są równie dobre, jak pobranie komórek krwiotwórczych od w pełni zgodnego dawcy niespokrewnionego. Toteż takie transplantacje coraz częściej są wykonywane. Od 2013 r. przeprowadza się ich więcej, niż przeszczepów z wykorzystaniem krwi pępowinowej, w której również są krwiotwórcze komórki macierzyste.


Przeszczepy haploidentyczne wykonywane są w Polsce. Dyrektor Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji "Poltransplant" prof. Roman Danielewicz poinformował PAP, że w 2015 r. przeprowadzono 25 takich transplantacji (na ogólną liczbę 1500 przeszczepów krwiotwórczych komórek macierzystych).


W kolejnych latach takich zabiegów z pewnością będzie coraz więcej. Najczęściej wybiera się do nich dawców połowicznie zgodnych. Lepiej również rokują przeszczepy od dawców młodszych. W przypadku, gdy komórki pobierane są od rodziców - lepiej, by dawcą był ojciec, niż matka.


Pierwsze przeszczepy od dawcy nie w pełni dopasowanego wykonywane są również w przypadku transplantacji całych narządów, np. nerek. Wciąż jednak są one eksperymentem medycznym.

Źródło: PAP - nauka w Polsce

Zapraszamy na portal medyczny www.znanywynik.pl

 


wtorek, 29 marca 2016

Polacy jedzą ponad dwa razy więcej soli niż powinni

Polacy jedzą ponad dwa razy więcej soli niż powinni.

Dorosły człowiek powinien jeść maksymalnie 5 gramów soli dziennie, ale statystyczny Polak spożywa jej ponad dwa razy więcej. Nie dodawajmy soli do potraw, bo zawierają ją już - i to nierzadko w dużych ilościach - produkty spożywcze, które kupujemy, m.in. pieczywo, żółty ser czy wędliny - apelują dietetycy.

"Średnio powinniśmy spożywać około 5 gramów soli dziennie, to jest jedna płaska łyżeczka. A dzieci - 3,5 grama" - mówi PAP Hanna Stolińska-Fiedorowicz, dietetyk z Instytutu Żywności i Żywienia. Z badań wynika natomiast, że średnio spożywamy dziennie 10,5 grama soli. "Z tym, że nie brano pod uwagę żywienia +na mieście+, poza domem, a wiadomo, że w restauracjach, barach szybkiej obsługi spożywa się dosyć dużo soli" - dodaje.

Podkreśla, że nie powinniśmy dosalać naszych potraw. Większość soli, którą spożywamy, znajduje się w kupowanych przez nas produktach spożywczych. Dużo soli zawierają m.in.: pieczywo, nabiał, wędliny, przetwory mięsne, zbożowe czy warzywne, keczup, sosy w proszku - wylicza dietetyk.

Stolińska-Fiedorowicz podkreśla, że sól jest bardzo niebezpieczna m.in. dla osób, które mają problemy z błona śluzową żołądka. "Jeżeli ktoś ma wrzody, nadżerki, refluks, to spożywanie dużej ilości soli jest pierwszym krokiem do raka żołądka. Choroby układu krążenia - nadciśnienie, udar mózgu, zawał - a także choroby nerek czy bóle stawów również wynikają z nadmiaru soli" - mówi

"Nie powinniśmy stosować soli, a jej wymienniki, czyli przyprawy i zioła. One nadają smak, a dodatkowo mają działanie przeciwzapalne, przeciwnowotworowe. Istnieje też sól niskosodowa, sodowo-potasowa - to są ewentualne wymienniki, ale też powinniśmy używać ich z umiarem" - mówi dietetyk.


Zapraszamy także na portal ZNANYWYNIK.PL, gdzie możecie zapisywać historię swojego zdrowia.



poniedziałek, 14 marca 2016

Nowa Funkcja - Karta ryzyka SCORE

Kalkulator 10-letniego ryzyka zgonu z powodu chorób sercowo-naczyniowych wg skali SCORE (Systematic Coronary Risk Evaluation)



Kalkulator SCORE pozwala na oszacowanie 10-letniego ryzyka zgonu z przyczyn sercowo-naczyniowych u osób bez choroby sercowo-naczyniowej o podłożu miażdżycowym. Jest ono określane na podstawie wieku, płci, palenia tytoniu, skurczowego ciśnienia tętniczego oraz całkowitego stężenia cholesterolu. Za podwyższone ryzyko przyjmuje się wartość ≥5.


Sprawdź kondycję swojego układu krążenia na portalu ZNANYWYNIK.PL


 

poniedziałek, 7 marca 2016

Poznaj mózg, by lepiej pracować i skutecznie odpoczywać

Efektywne zapamiętywanie, uczenie się, twórcze myślenie, ale także wypalenie zawodowe i nieumiejętność skutecznego odpoczynku psychicznego - to wszystko zaczyna się w naszym mózgu. Specjaliści zachęcają do lepszego poznania go, by umieć lepiej pracować i skutecznie odpoczywać.



Okazją do wzbogacenia wiedzy o mózgu i układzie nerwowym oraz ich działaniu jest Światowy Tydzień Mózgu, obchodzony w tym roku między 14 a 20 marca.


Z tej okazji cykl bezpłatnych wykładów i warsztatów poświęconych tajnikom naszego mózgu, zagadnieniom pamięci czy psychoterapii przygotowała m.in. Wyższa Szkoła Humanitas w Sosnowcu. Zajęcia odbędą się 14 i 15 marca. Aby wziąć w nich udział, trzeba zarejestrować się na stronie internetowej uczelni.


Światowy Tydzień Mózgu to coroczna akcja edukacyjna, w trakcie której do wygłaszania wykładów zapraszani są specjaliści z dziedziny neurobiologii, neurologii, psychiatrii, neuropsychologii i neurofizyki.


W Sosnowcu zaplanowano m.in. warsztaty praktyczne poświęcone technikom zapamiętywania, twórczego myślenia, neuronauki, psychoterapii, technikom relaksacyjnym, a także radzeniu sobie z wypaleniem zawodowym. Specjaliści od diagnostyki obrazowej mózgu opowiedzą, czy i jak nasze myśli… widać. W tym zakresie główną rolę odgrywa badanie metodą rezonansu magnetycznego.


„Wiedza wyniesiona ze Światowego Tygodnia Mózgu z pewnością pozwoli na odkrycie nieznanych dotąd obszarów wykorzystania umysłu, a być może zaszczepi również w naszych uczestnikach zupełnie nowe sfery zainteresowań” - przekonuje rzeczniczka uczelni Izabela Kieliś.


Inicjatywa jest adresowana do wszystkich zainteresowanych zgłębianiem wiedzy na temat mózgu i zdrowia psychicznego, a szczególnie do przedsiębiorców i menedżerów odpowiedzialnych za zarządzanie zespołem, studentów i uczniów szkół ponadgimnazjalnych.


Zapraszamy na portal medyczny ZNANYWYNIK.PL

poniedziałek, 29 lutego 2016

GLUTEN - czyli "z czym się to je?"

Alarmujące dane: już 380 tys. osób w Polsce choruje na celiakię! To drugie najczęściej spotykana w naszym kraju nietolerancja pokarmowa. Niestety, większość osób nie wie, że gluten może być przyczyną ich dolegliwości.

Dane Polskiego Stowarzyszenia Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej wskazują, jak niewielka jest w Polsce świadomość występowania tego problemu: właściwą diagnozę schorzenia ma jedynie 5 proc. osób z nietolerancją glutenu. Obserwuje się również tendencję wzrostową w ilości zachorowań na celiakię. Prawdopodobną przyczyną tego stanu rzeczy jest wzrost spożycia produktów zawierających tą substancję.


Czym jest ta nietolerancja?
Gluten to nazwa białka występującego w zbożach (np. pszenicy, życie czy jęczmieniu). Nietolerancja glutenu (celiakia) jest chorobą autoimmunologiczną, która prowadzi do zaniku kosmków jelita cienkiego, które są odpowiedzialne za wchłanianie składników odżywczych. U osoby, które nie toleruje glutenu następuje upośledzenie tego ważnego procesu fizjologicznego.

Jakie objawy wskazują na celiakię?
Nietolerancję glutenu można podejrzewać u osób, które skarżą się na następujące dolegliwości:
   
   - bóle brzucha
   - biegunki
   - chwiejność nastrojów
   - podwyższony poziom cholesterolu
   - afty
   - ciągłe zmęczenie
   - ból głowy
   - osteoporoza

Wspomniane objawy mogą się zaostrzyć w zależności od warunków życia i różnych czynników takich jak ciąża, silny stres czy infekcje.

Gluten problemem w każdym wieku?
Niestety, nie potwierdziły się dawne tezy lekarzy o tym, że nietolerancja glutenu zanika wraz z wiekiem. Wręcz przeciwnie: zaobserwowano, że porzucenie diety bezglutenowej w starszym wieku w krótkim czasie powodowało znaczne pogorszenie się stanu zdrowia. Dzisiaj przyjmuje się, że prawdopodobnie nietolerancja glutenu jest schorzeniem nieuleczalnym. Jedynie trwałe usunięcie z jadłospisu produktów zawierających tą substancję może zagwarantować dobrostan organizmu.

Jak wyeliminować/ograniczyć spożycie glutenu?
W ostatnim czasie coraz popularniejsze stają się restauracje, które poza daniami wegetariańskimi, wegańskimi serwują także dania bezglutenowe. Jedną z takich restauracji jest Lunchownia z Częstochowy.


Zapraszamy także na portal ZNANYWYNIK.PL, gdzie możecie zapisywać historię swojego zdrowia. 


czwartek, 25 lutego 2016

ZNANYWYNIK.PL - NOWA FUNKCJA

Dodaliśmy nową funkcję na portalu ZNANYWYNIK.PL. Od teraz można dodatkowo zapisywać wady wzroku, oraz przeglądać zebrane wpisy na wykresach.

Poniżej przedstawiamy krótki opis, jak dodawać wpisy dla nowej funkcji. 






Z listy "NOWY WPIS" należy wybrać pozycję "WPROWADZENIE WAD WZROKU". 




Wyświetlona zostanie strona, na której można wprowadzić wady wzroku dla każdego oka z osobna, dodać dodatkowy opis badania, oraz określić datę wpisu.


Aby przeglądać historię wcześniej wprowadzonych wad wzroku, wystarczy ze strony "PROFIL"
wybrać opcję "PRZEGLĄDAJ HISTORIĘ WPISÓW", a następnie "WADY WZROKU".


Zapraszamy na portal ZNANYWYNIK.PL, gdzie można tworzyć historię swojego zdrowia.


sobota, 20 lutego 2016

2,17 mln leczących się chorych na cukrzycę

 W Polsce 2,17 mln pacjentów korzysta z porad i/lub leków cukrzycowych; wraz z niezdającymi sobie sprawy z choroby może ona dotykać ok. 2,7 mln osób – wynika z niepublikowanej dotąd analizy zespołu epidemiologii i kosztów cukrzycy Komitetu Zdrowia Publicznego PAN.


Dane te przedstawił podczas Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w Katowicach sekretarz zespołu dr Roman Topór-Mądry z Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Dotychczasowe badania i szacunki – opierające się o dane zbierane według różnej metodologii i w różnych grupach wiekowych – najczęściej określały liczbę chorych na cukrzycę w Polsce w granicach 1,7 mln – 1,9 mln osób, czyli ok. 7 proc. populacji.

Metodologia badań zespołu epidemiologii i kosztów cukrzycy Komitetu Zdrowia Publicznego PAN zakładała wykorzystanie wszystkich możliwych źródeł o zdefiniowanej jakości. Za takie uznano dane Narodowego Funduszu Zdrowia (za 2013 r.) oraz badania Natpol i Receptometr wraz z weryfikacją opartą o inne rejestry i bazy.

Naukowcy definiowali występowanie cukrzycy wśród osób objętych ubezpieczeniem zdrowotnym i znajdujących się w bazach NFZ poprzez wykupienie refundowanego leku, czy pasków (grupy ATCA10 oraz V) oraz poradę czy hospitalizację refundowaną przez NFZ (kody E10-E14). Uznali tu za chorych osoby, które w ciągu roku otrzymały poradę cukrzycową lub wykupiły refundowany lek na cukrzycę.

Tak określana liczba chorujących na cukrzycę w bazach NFZ to 2 173 616 osób. Łącznie 1,77 mln osób zarejestrowano jako korzystający z porad cukrzycowych. Łącznie 0,35 mln osób wykupiło leki refundowane, ale nie korzystało z porad.

Z danych NFZ wynika, że większość z tak określonych chorych na cukrzycę – 1,22 mln – to kobiety; liczba chorych mężczyzn to 0,96 mln. Różnica wynika stąd, że zdecydowana większość chorych na cukrzycę to osoby starsze - najwięcej jest ich w grupie 60-65 lat. Mniejsza liczba chorych mężczyzn w starszych grupach nie wynika z mniejszej liczby chorych wśród nich, lecz z krótszego życia mężczyzn w ogóle.

W podziale wojewódzkim największy odsetek chorych na cukrzycę w danych NFZ notowany jest w woj. łódzkim, śląskim i dolnośląskim, najmniejszy w podkarpackim i podlaskim. Znaczące różnice wynikają tu z częstości/jakości rozpoznania (determinują liczbę chorujących) oraz różnej średniej wieku populacji w poszczególnych regionach.

Spośród osób stosujących leki cukrzycowe w danych NFZ 29 proc. stosuje insuliny, 81 proc. bierze doustne leki hipoglikemizujące, 73 proc. korzysta z pasków cukrzycowych.

W całościowej analizie specjaliści starali się też mieć na uwadze np. osoby z rozpoznaniem cukrzycy, ale nieleczące się czy też niekorzystające z powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego albo leczące się, jednak w ramach porad z tytułu innych chorób, gdzie cukrzyca występuje jako choroba współistniejąca.

Dlatego dane z baz świadczeń i baz leków NFZ zestawili z wykorzystaniem narzędzia Receptometr (zbiera ono dane z losowo wybranych 600 aptek z całej Polski sprzedaży wszystkich leków, też pełnopłatnych), a także baz ogólnopolskiego badania losowej grupy Natpol 2011.

Z danych Receptometru wynika, że leki cukrzycowe nabywa 7,9 proc. wszystkich pacjentów kupujących jakiekolwiek leki. Odnosząc to danych GUS o liczbie osób korzystających z opieki podstawowej dało to liczbę 2,167 mln osób. W toku są jeszcze analizy odnoszące wartość z danych Receptometru do liczby wszystkich osób wykupujących leki w aptekach. Podobnie analizowane są jeszcze dane o chorych korzystających z usług prywatnych.

Analizując problem pacjentów niezdiagnozowanych specjaliści posłużyli się natomiast wynikami badań Natpol (ograniczonych m.in. uwzględnieniem populacji 18-79 lat), określających odsetek osób z niezdiagnozowaną cukrzycą na 26 proc. Odnosząc ten współczynnik do liczby zdiagnozowanych chorych dało to wartość 2,73 mln osób. „To dość szacunkowe określenie, natomiast wydaje się, że w danej chwili nie mamy lepszego” - zastrzegł Topór-Mądry.

Wśród problemów badawczych naukowiec wskazał na zmienność między poszczególnymi latami. Jak mówił, choć liczba osób chorujących na cukrzycę jest mniej więcej taka sama pomiędzy kolejnymi latami, nie są to ci sami pacjenci (wśród czynników wpływających na dynamikę są zgony, migracje, przerwania, zakończenia lub wznowienia leczenia czy nowe rozpoznania).

Praca nad analizą trwała ok. dwóch lat. Topór-Mądry podkreślił, że jeśli zgodnie z zapowiedziami wszyscy będą mogli korzystać z usług i leków refundowanych przez NFZ, w bazie Funduszu znajdą się znacznie pełniejsze informacje - dotyczące także osób obecnie nieubezpieczonych.


Zapraszamy na portal ZNANYWYNIK.PL gdzie można między innymi zapisywać pomiary glukozy, przeglądać wpisy na wykresach, oraz wprowadzać przyjmowane lekarstwa.



źródło: PAP Nauka w Polsce

środa, 10 lutego 2016

Komórki macierzyste pomogą w regeneracji mięśni nóg

Komórki macierzyste, uczestniczące w tworzeniu różnych tkanek organizmu, mogą pomóc w leczeniu rozmaitych dolegliwości. Naukowcy z UW chcą wykorzystać je do regeneracji uszkodzonych mięśni nóg. U jednego pacjenta proces regeneracji mógłby potrwać około miesiąca - mówi dr Edyta Brzóska-Wójtowicz.


 Komórki macierzyste to najbardziej podstawowe, pierwotne komórki organizmu, które biorą udział w tworzeniu różnych innych tkanek. Mają zdolność do nieskończonej liczby podziałów. Każda komórka macierzysta tworzy wtedy kolejne komórki macierzyste. Mogą one też przekształcać się w komórki innego rodzaju: od komórek skóry, po komórki wątroby czy mózgu. Dzięki temu z komórek macierzystych można hodować inne wyspecjalizowane komórki i zastąpić nimi chore narządy czy tkanki. Istnieje wiele typów komórek macierzystych, które różnią się między sobą np. właśnie zdolnością do tworzenia innych tkanek, czyli różnicowania się w komórki innych typów.

Takie komórki można znaleźć praktycznie w całym organizmie, choć najwięcej znajduje się ich w szpiku kostnym, krwi oraz tkance tłuszczowej czy mięśniowej. Bardzo dobrym ich źródłem jest też tzw. krew pępowinowa.

Obecnie naukowcy na całym świecie szukają możliwości wykorzystania komórek macierzystych w medycynie. Jedną z metod jest przeszczepianie pacjentowi jego własnych, wyizolowanych komórek macierzystych. To sytuacja idealna, w której nie istnieje ryzyko odrzucenia przeszczepu organu lub komórek macierzystych od innego dawcy.

Badania nad wykorzystaniem komórek macierzystych w terapii prowadzone są także w Polsce. W Zakładzie Cytologii Wydziału Biologii na Uniwersytecie Warszawskim tą tematyką zajmuje się dr Edyta Brzóska-Wójtowicz, laureatka programu L’Oréal Polska Dla Kobiet i Nauki. Współpracuje ona z zespołem naukowców, którzy badają możliwość regeneracji mięśni szkieletowych przy wykorzystaniu niemięśniowych komórek macierzystych.

"Mówiąc najprościej próbujemy skłonić własne komórki macierzyste pacjenta, który ma uszkodzone mięśnie szkieletowe, do udziału w regeneracji jego włókien mięśniowych" – mówi dr Edyta Brzóska-Wójtowicz.

W każdym zdrowym mięśniu szkieletowym znajduje się pewna pula komórek macierzystych. W chwili, gdy tkanka mięśniowa zostanie uszkodzona, komórki te aktywują się do działania. Najpierw dokonują przemiany w komórkę mięśniową, a potem łączą się ze sobą, aby odtworzyć całe włókno mięśniowe. "Proces ten może jednak zostać zaburzony w wyniku większych urazów mechanicznych, procesu starzenia się organizmu lub takich chorób jak: cukrzyca, nowotwór i różne miopatie, czyli choroby, w których włókna mięśniowe z różnych powodów nie funkcjonują prawidłowo, co objawia się osłabieniem mięśni" – opisuje dr Brzóska-Wójtowicz. "Wtedy trzeba zmobilizować komórki z innych partii organizmu, aby zregenerowały uszkodzony mięsień" - dodaje.

Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego do regeneracji mięśni szkieletowych znajdujących się w nogach pacjentów chcą wykorzystać komórki macierzyste ze szpiku kostnego lub tanki tłuszczowej. Obecnie sprawdzają skuteczność obydwu rodzajów komórek.

W procesie regeneracji pomogą cytokiny, czyli specjalne białka, którymi naukowcy ostrzykują uszkodzone fragmenty tkanki mięśniowej. Na komórkach macierzystych znajdują się specjalne białka, które - jeżeli zwiążą się z podawanymi cytokinami- pomogą zasiedlić uszkodzone miejsca komórkami macierzystymi. "Ten mechanizm naturalnie występuje podczas regeneracji tkanek, a my chcemy, aby był bardziej efektywny w wypadku zaburzeń tej regeneracji" - zaznacza w rozmowie z PAP dr Brzóska-Wójtowicz.

Badania dr Edyty Brzóski-Wójtowicz to nadzieja m.in. dla ofiar wypadków, w których doszło do uszkodzenia mięśni. "U myszy takie uszkodzone tkanki leczone komórkami macierzystymi regenerują się po 14 dniach. U ludzi potrwa to oczywiście dłużej i będzie zależało od wielkości uszkodzenia. Mówiąc ogólnie proces regeneracji mięśni mógłby potrwać około miesiąca" - opisuje rozmówczyni PAP.

Szybkość regeneracji tkanki zależy w dużej mierze od tego, w jakiej jesteśmy kondycji, jak działa nasz układ odpornościowy, na co chorujemy. Zdolności regeneracji zmniejszają się też z wiekiem. "Nasze badania prowadzimy od kilkunastu lat. Teraz realizujemy projekty, które mają na celu już wdrożenie wyników badań. Szacując bardzo optymistycznie wdrożenie całej metody mogłoby nastąpić za 10-20 lat" - zastrzega rozmówczyni

Źródło: PAP Nauka w Polsce

Zapraszamy na portal medyczny ZNANYWYNIK.PL - twórz historię swojego zdrowia.

wtorek, 9 lutego 2016

Opioidem w ból brzucha

Osoby dotknięte chorobami jelit borykają się z zaburzeniami motoryki przewodu pokarmowego i bólem brzucha. Nowych leków przeciwbiegunkowych i przeciwbólowych poszukuje dr Marta Zielińska z Zakładu Biochemii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Bazuje na związkach opioidowych, ale takich, które nie uzależniają oraz nie wywołują stanów euforycznych i depresyjnych. 
 
Zespół jelita nadwrażliwego to problem dotykający od 5 do nawet 25 proc. społeczeństwa. Choroba związana jest z zaburzeniami pracy przewodu pokarmowego i bólem brzucha. Może być wywołana przez zmianę mikroflory bakteryjnej jelit, duże znaczenie ma stres i czynniki środowiskowe, czy sposób odżywiania się.
 
Na rynku dostępne są leki, które działają silnie przeciwbiegunkowo, jak np. loperamid. Lek ten nie może być jednak stosowany przewlekle, bo całkowicie zatrzymuje perystaltykę, czyli ruch jelit powodujący przesuwanie się treści pokarmowej. A przecież chodzi o uregulowanie motoryki jelit, nie o jej zahamowanie. Nie ma w tej chwili leków, które miałyby zarówno działanie przeciwbólowe, jak i przeciwbiegunkowe i mogłyby być stosowane w terapii postaci biegunkowej zespołu jelita nadwrażliwego.
 
Dr Marta Zielińska zajmuje się badaniem roli endogennego układu opioidowego w układzie pokarmowym. To bardzo skomplikowana tematyka badawcza. Jak wyjaśnia dr Zielińska, w naszym organizmie znajdują się receptory opioidowe, na które działa np. morfina. Związki, które działają na te receptory, czyli związki opioidowe, mają bardzo silne działanie przeciwbólowe i od lat są stosowane w leczeniu bólu.
 
Receptory opioidowe występują w ośrodkowym i obwodowym układzie nerwowym, w wielu tkankach obwodowych, m.in. w układzie pokarmowym. W pracy doktorskiej badaczka weryfikowała, czy te receptory mogą stanowić cel farmakologiczny w leczeniu postaci biegunkowej zespołu jelita nadwrażliwego. Promotorem rozprawy doktorskiej był prof. Jakub Fichna, kierownik Zakładu Biochemii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
 
"Poszukujemy takich związków opioidowych, które nie będą działały uzależniająco, nie będą powodowały stanów euforii czy depresji. W swoim doktoracie opisałam jeden z syntetycznych związków. Miał on zarówno działanie przeciwbólowe, jak i przeciwbiegunkowe, działał silniej niż loperamid stosowany w leczeniu biegunki, ale przy dziesięciokrotnie niższym stężeniu" – informuje autorka pracy.
 
Analizowana substancja ma skomplikowaną nazwę, jest to pochodna morficeptyny, syntetyczny związek opioidowy. Naukowcy z Zakładu Biochemii pod opieką prof. Jakuba Fichny przeprowadzili też badania translacyjne na materiale ludzkim. Są to badania prowadzone, by zweryfikować, czy występują zaburzenia w obrębie układu opioidowego w przewodzie pokarmowym człowieka. U pacjentów z postacią biegunkową zespołu jelita nadwrażliwego wykazano obniżoną ekspresję tych receptorów. Badacze wnioskują, że uregulowanie układu opioidowego mogłoby wywołać remisję tej choroby.
 
"Chciałam też zbadać, czy ten związek będzie miał działanie w chorobach zapalnych układu pokarmowego. Ta kolejna droga aktywacji receptorów mogłaby pomóc w terapii choroby Leśniewskiego-Crohna albo wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. Wykazaliśmy, że związek ma zarówno działanie przeciwzapalne, jak i przeciwbólowe w układzie pokarmowym" – stwierdza dr Zielińska.
 
Podkreśla, że nie ma takiego leku, który by działał zarówno przeciwzapalnie, jak i przeciwbólowo w przewodzie pokarmowym. Są tylko leki, które wprowadzają w remisję, wyciszają chorobę, ale nie powodują wyleczenia. Co więcej, po pewnym czasie mogą przestać działać i wtedy lekarz musi poszukiwać dla pacjenta alternatywy. Zdaniem badaczki, nawet najnowsze, najdroższe leki nie są w stanie zagwarantować poprawy jakości życia chorych. W chorobach układu pokarmowego stawia się na zwalczanie objawów, a nie myśli się o przyczynach tych chorób.

źródło: PAP Nauka w Polsce

Zapraszamy także na portal ZNANYWYNIK.PL gdzie możesz zapisywać przyjmowane leki oraz tworzyć historię swojego zdrowia. 

poniedziałek, 8 lutego 2016

Urządzenie wspomagające pracę stawów

Uniwersalne urządzenie wspomagające prace stawów: łokciowego i kolanowego, dla chorych z niedowładem lub po kontuzjach - zaprojektowali studenci z Białegostoku. Ich zdaniem urządzenie może wspierać rehabilitację, ale też pomagać w codziennych czynnościach. 


"Funkcjonalny staw" - jak nazwali swój wynalazek - to projekt Bartosza Gembickiego (student Politechniki Białostockiej) i Damiana Śliwowskiego (student Politechniki Warszawskiej).

Jak powiedział PAP Gembicki, pomysł zrodził się z obserwacji osoby niepełnosprawnej w kawiarni, która nie mogła przenieść filiżanki. "Wtedy, będąc jeszcze w technikum, zaczęliśmy sprawdzać i szukać, czy są takie urządzenia, które ułatwiłyby pracę stawu" - dodał.

Jego zdaniem na rynku nie ma dostępnych i tanich urządzeń, które wspomagałyby funkcjonowanie stawów. Dodał, że szkielety takich urządzeń istnieją, ale są dostępne tylko dla wojska.

Stąd też zrodził się pomysł, by stworzyć lekkie, nieskomplikowane i tanie urządzenie. Gembicki dodał, że ważnym aspektem jest jego uniwersalność - dostosowany jest do stawów łokciowych oraz kolanowych, zarówno prawych jak i lewych kończyn dla osób o różnej budowie ciała.

Urządzenie składa się z części mechanicznej: szkieletu aluminiowego, pasów mocujących i siłownika oraz z części elektronicznej: czujników i układu sterującego. Waży nie więcej niż 1,5 kg. Gembicki mówił, że urządzenie jest bardzo proste w budowie, dużą rolę odgrywa tu elektronika. Wyjaśnił, że dzięki czujnikom, które wykrywają napięcie mięśni, urządzenie wyczuwa zamiar ruchu i samo prostuje bądź też zgina kończynę. Urządzenie podłączone jest też do dżojstiku, którym dodatkowo można sterować ruchy stawów.

Wynalazek był już konsultowany zarówno z chorymi jak i fizjoterapeutą. Zdaniem Gembickiego urządzenie, dzięki niedużym kosztom produkcji, mogłoby być powszechnie dostępne np. w gabinetach fizjoterapeutycznych. Służyć jako wspomaganie rehabilitacji, a także do użytku własnego.

"Funkcjonalny staw" został jednym z finalistów konkursu "Technotalent" 2015, który wspiera innowacyjne projekty z województwa podlaskiego.




Zapraszamy także na portal ZNANYWYNIK.PL gdzie możesz tworzyć historię swojego zdrowia.



sobota, 6 lutego 2016

Wiśniowe w smaku e-papierosy najbardziej niebezpieczne

Analiza 145 różnych rodzajów e-papierosów wykazała, że użytkownicy wielu z nich mogą być narażeni na działanie szkodliwej substancji chemicznej - benzaldehydu. Najwyższe stężenie tego związku wykryto zaś w produktach o smaku wiśni.


Zespół badawczy kierowany przez Polaka - dr. Macieja Goniewicza z Roswell Park Cancer Institute w Buffalo (USA) wykrył, że opary pochodzące z wielu rodzajów smakowych wkładów do e-papierosów charakteryzują się wysokim stężeniem drażniącego drogi oddechowe benzaldehydu. Największy jego poziom znaleziono zaś w produktach o smaku wiśniowym.
 
Benzaldehyd to organiczny związek chemiczny stosowany do wyrobu barwników lub substancji zapachowych, które następnie wykorzystywane są w przemyśle kosmetycznym i spożywczym. Chociaż wydaje się, że jest on bezpieczny w kontakcie ze skórą oraz po spożyciu, to wielokrotnie wykazano, że powoduje podrażnienia dróg oddechowych u ludzi i zwierząt. Podgrzewany lub/i wdychany wywiera niekorzystny wpływ na organizm.


Źrodło: PAP - Nauka w Polsce

czwartek, 4 lutego 2016

Pączki, pączki! Lecz o dietę trzeba dbać cały rok ;)

W Tłusty Czwartek wszędzie królują pączki! Lecz o dietę trzeba dbać cały rok :) Polecamy aplikację na urządzenia mobilne dzięki, której możecie obliczać i zapisywać BMI. Linki do pobierania na portalu www.znanywynik.pl


Tłusty Czwartek obchodzimy w tym roku 4 lutego. Najpopularniejsze słodkie przysmaki to pączki i faworki. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że Tłusty Czwartek bez pączków to dzień stracony. Jest tylko jeden problem - pączki to jedna z najbardziej kalorycznych słodyczy. Ten klasyczny pączek to około 340 kilokalorii, jeszcze większym obciążeniem dla organizmu jest pączek hiszpański (około 400 kilokalorii). Pączek z adwokatem to około 237 kilokalorii. A faworki? W 100 gramach zawierają w sobie prawie 500 kilokalorii, pojedynczy faworek to 87 kilokalorii.

Jak spalić kalorie po pączkach? Sprawdziliśmy, co trzeba zrobić, żeby spalić kalorie po jednym pączku. Okazuje się, że aby spalić 300 kalorii, wystarczy (tutaj macie do wyboru): 
- trzy godziny zmywania naczyń 
- godzina tańca 
- godzina spaceru 
- 20 minut biegania 
- 50 minut odkurzania 
- 5 godzin spędzonych za kierownicą 
- godzina jazdy na łyżwach 
- dwie godziny pisania na klawiaturze komputera

czwartek, 28 stycznia 2016

Powstaje nowy materiał do kontrolowanego uwalniania leków

Podawanie kilku leków jednocześnie i ich kontrolowane uwalnianie ma umożliwić materiał o nowej strukturze chemicznej, przygotowywany przez dr inż. Agnieszkę Piegat. Dzięki innowacyjnemu materiałowi organizm pacjenta będzie lepiej wchłaniał podawane mu leki. 
 
 
 
Na wytworzenie nowych materiałów do kontrolowanego uwalniania leków dr inż. Agnieszka Piegat z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie uzyskała blisko 1,2 mln zł dofinansowania w programie Lider - Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
 
"To będą materiały polimerowe o zupełnie nowej strukturze chemicznej, które będą mogły wiązać się z lekami. Za dużo szczegółów nie mogę zdradzać ze względu na planowane opatentowanie. Aczkolwiek na pewno będą to nowe układy - dotychczas nieznane - stąd innowacyjność tego projektu" - wyjaśnia PAP badaczka z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie.
 
W zwykłych warunkach szpitalnych - jak tłumaczy - wygląda to tak, że pacjent przez co najmniej dwa tygodnie przyjmuje co najmniej dwa antybiotyki. "Kontrolowane systemy uwalniania leków są obecne w produktach takich jak insulina nowej generacji i implantach hormonalnych. Jeśli chodzi o choroby nowotworowe, to są już dostępne mieszaniny leków w zastrzykach, ale to dalej są to mieszaniny leków. Nie są to formy zaawansowane w strukturze" - mówi PAP dr Piegat.
 
Główną zaletą przygotowanych w projekcie materiałów będzie to, że będą nadawały się do terapii wielolekowej, w której podawane są minimum dwa-trzy leki. "Będziemy mogli w nich +zamykać+ kilka leków na raz, co znacznie poprawi komfort pacjentów przy terapiach, w których wymagane jest stosowanie więcej niż jednego leku jednocześnie" - mówi PAP dr Piegat. "Roboczo założyłam, że leki będą podawanie doustnie w formie zawiesiny. Aplikowane w ten sposób - bardzo niewielkich rozmiarów cząstki – będą nie tylko lepiej przyjmowane, łatwiejsze w aplikacji, ale też lepiej wchłaniane przez organizm chorego" - wyjaśnia autorka badań.
 
Zgodnie z założeniami projektu, leki uwalniane będą bowiem pod wpływem określonych bodźców - wysyłanych przez sam organizm - takich jak zmiana np. pH w żołądku. To spowoduje, że zadziałają miejscowo. "W trakcie pracy nad projektem będziemy symulować warunki, które panują np. w żołądku i w ten sposób zbadamy, przydatność i skuteczność nowych układów" - mówi dr Piegat.
 
Na potrzeby projektu naukowcy jako modelową przyjęli terapię zwalczania bakterii wywołujących wrzody żołądka, bo w niej stosuje się co najmniej dwa antybiotyki i dodatkowe leki z grupy inhibitorów pompy protonowej. "Można myśleć o wykorzystywaniu tych materiałów w terapiach nowotworowych, gdzie bardzo często jest stosowana kombinacja kilku leków" - zaznacza w rozmowie z PAP badaczka.
 
Prace prowadzi interdyscyplinarny zespół, w którym znajdą się: chemicy, biolog - przeprowadzający badania na zwierzętach i komórkach znajdujących się w żołądku, mikrobiolog - pracujący z samymi bakteriami, wywołującymi wrzody żołądka. Pierwsze efekty projektu mogą pojawić się za około pół roku. "Wtedy będzie można mówić, że jesteśmy na dobrej drodze do otrzymania nowych materiałów. Później badania aplikacyjne - miejmy nadzieję - potwierdzą słuszność naszych idei" - planuje dr Piegat.

Za to na portalu medycznym ZNANYWYNIK.PL możesz zapisywać historię przyjmowanych leków.

Badanie: liczne ciąże to większy stres oksydacyjny u kobiet po menopauzie

Kobiety po menopauzie, które urodziły co najmniej czworo dzieci, mają podwyższony poziom stresu oksydacyjnego, co może prowadzić do szybszego starzenia się organizmu – dowodzą wyniki badań międzynarodowego zespołu naukowców z PAN, UJ i Uniwersytetu Yale w USA. 

Naukowcy zwracają uwagę, że posiadanie wielu dzieci jest sporym obciążeniem dla organizmu kobiety. Badania na zwierzętach i niektóre badania populacji ludzkich pokazują, że większa liczba potomstwa wiąże się z krótszym życiem matki. Wciąż jednak nie wiadomo, jakie mechanizmy leżą u podłoża wcześniejszego zgonu kobiet rodzących wiele dzieci.

"Chcąc zbadać, czy u ludzi występują długofalowe koszty reprodukcji, postanowiliśmy sprawdzić, czy urodzenie dużej liczby dzieci może łączyć się z większym stresem oksydacyjnym i nagromadzeniem się uszkodzeń komórkowych u starszych kobiet” – wyjaśniła PAP dr Anna Ziomkiewicz-Wichary z Zakładu Antropologii Polskiej Akademii Nauk, współautorka artykułu opublikowanego na łamach czasopisma PLOS ONE.

Stres oksydacyjny jest wynikiem braku równowagi pomiędzy produkcją wolnych rodników, powstających w procesie oddychania komórkowego a wytwarzaniem enzymów niezbędnych do ich neutralizacji. Oddychanie komórkowe jest podstawowym procesem metabolicznym, dzięki któremu wszystkie organizmy uzyskują niezbędną do życia energię. Nadprodukcja wolnych rodników może powodować uszkodzenia struktur komórkowych, zwłaszcza mitochondriów oraz DNA. Wszystko to może prowadzić do przyspieszonego starzenia się organizmu.

W ramach badań międzynarodowy zespół badaczy przeanalizował historie reprodukcyjne oraz stan zdrowia stu polskich kobiet z regionu Beskidu Wyspowego. W Laboratorium Ekologii Reprodukcyjnej Uniwersytetu Yale dokonano oznaczeń biomarkerów stresu oksydacyjnego w próbkach moczu pochodzących od badanych kobiet. Przeprowadzone analizy wykazały, że kobiety, które urodziły czworo lub więcej dzieci, miały o około 20 proc. wyższe stężenia biomarkera uszkodzeń DNA komórkowego (8-OHdG), oraz o około 60 proc. wyższe stężenia enzymu antyoksydacyjnego (Cu-Zn SOD) w porównaniu z kobietami, które urodziły nie więcej niż troje dzieci. Stężenia obu biomarkerów stresu oksydacyjnego wzrastały liniowo wraz z liczbą przebytych ciąż i urodzonych dzieci.

Badania zespołu wskazują na długofalowe biologiczne koszty ciąży i karmienia piersią. Uczeni podkreślają, że posiadanie większej liczby dzieci związane jest z licznymi korzyściami dla zdrowia, jednak po menopauzie kobiety mogą ponosić koszty intensywnej reprodukcji w postaci podwyższonego stresu oksydacyjnego i przyspieszonego starzenia się organizmu.

„Należy podkreślić, iż nasze wyniki pokazują, że jedynie bardzo intensywna reprodukcja może niekorzystnie wpływać na zdrowie starszych kobiet” – tłumaczy dr Ziomkiewicz-Wichary.

„Warto podkreślić, że pod tym względem urodzenie drugiego czy trzeciego dziecka jest absolutnie bezpieczne. Należy również pamiętać, że na poziom stresu oksydacyjnego ma wpływ wiele innych czynników, takich jak palenie papierosów czy dieta. Kobiety, które zdecydowały się na większą rodzinę, powinny po menopauzie zwracać szczególną uwagę na prowadzenie zdrowego stylu życia” – dodaje badaczka. Wyniki tych badań wskazują – zauważa zespół naukowców - że konieczne jest powstanie programów ochrony zdrowia i opieki zdrowotnej dla kobiet o dużej dzietności. Kobiety te powinny być objęte szczególną opieką.


 Zapraszamy na ZNANYWYNIK.PL